Uroczystość rodzinna
Przedstawiam kolejny wpis, który konwencją odbiega od założeń absurdalności tego miejsca, jak tak dalej pójdzie to blog ten stanie się kolejnym normalnym i nudnawym, nabierze więc takich cech i takiego stylu których miał być przeciwieństwem, wręcz ironią…
Sprawa dotyczy wesela mojego brata, na którym świadkowałem, odbyło się ono w ok. 40 km od mojego miejsca zamieszkania, 4. i 5. sierpnia. Ogólnie impreza bardzo udana, w miłej atmosferze itp.
Ze względu na wyjazd, który na początku miał być 2 dniowy (bez przerw) rozważałem wyłączenie serwera, który robił najlepszy wynik uptime w historii śledzenia tego parametru za pomocą uptime-project. Jednak ostatecznie po sprawdzeniu temp., stopnia zakurzenia, sprawności wiatraków oraz po obniżeniu (w końcu bo już myślałem o wyjeździe do jakiś zimnych krajów) o niemal 15 C temperatury zewnętrznej postanowiłem nie przeszkadzać w biciu rekordu.
Impreza mi uświadomiła, że się starzeje siedząc w tajnym bunkrze i pisząc na IRCu czy też produkując te bazgroły co właśnie czytacie. Ale jeszcze nie czas na przemyślenia filozoficzne o przemijalności chwil itp.
Wracamy do domu około 3:30 (aby się przespać i pojechać na poprawiny), ciemno wszędzie głucho wszędzie… no tak energetyka wyłączyła prąd na ponad 2 h…. tak więc nawet posiadając UPS (którego zakup kiedyś rozważałem) nie jest człowiek bezpieczny…
Oficjalnym rekordem uptime jest więc 68d 11h 40m 36s, a mogło być tak pięknie… Najczarniejszy scenariusz więc się powtórzył ale trochę inna przyczyna tegoż była.
Cóż tak oto kończę kolejny post, który nic w sumie nie wnosi istotnego, ani nie jest śmieszny…